Wasze historie
08.11.2016 | Anna
Taka opieka w domu jest bardzo trudna. Moja mama została zdiagnozowana 4,5 roku temu. Generalnie chorowała, ale nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona jest tak chora, że ma takie przerzuty, że cały czas walczy z tym rakiem, bo funkcjonowała zupełnie normalnie. To w ostatnim roku pojawiły się różne ciężkie momenty. Że np. zebrała się woda w płucach, mama nie mogła chodzić wtedy już za bardzo, bo wtedy już się dusiła. Myślę, że wsparcie, które z siostrami dawałyśmy mamie, to była dobra organizacja tego wszystkiego. Bo to nie jest tak, że człowiek choruje i sobie siedzi w domu. To przecież jest bardzo dużo badań, naświetlania, chemia, i to trzeba zorganizować. Jeździliśmy wszędzie z nią, gdzie trzeba było i ona wiedziała, że może na nas liczyć. I to też było ważne, bo ona nie została z tym sama. Każdy z nas miał swoją rodzinę i mamę. Mamę, która cały czas była. Każdego dnia rano układałam tak plan dnia, żeby Mama była. A i tak czasami pojawiały się wyrzuty sumienia, że zostawiam dzieci, z drugiej strony, jak wychodzę od mamy, i od taty, bo nie tylko od mamy, to wyrzuty sumienia, że zostawiam ich na noc, samych, że tata zostaje sam z mamą, że może jej będzie duszno, że może on będzie musiał siedzieć sam i ją wachlować przez całą noc, nie pójdzie spać. Właściwie to wtedy zmieniło się wszystko, nie było życia towarzyskiego, ani nie było nawet obiadów w domu, no nie mogłyśmy gotować tutaj, bo mamie przeszkadzały te zapachy, więc ja gotowałam u siebie obiady, siostra u siebie, i przywoziłyśmy do Mamy gotowe. Ale wszystko uległo totalnemu przeorganizowaniu, liczyła się tylko Mama i tylko to miejsce, i to żeby się zająć nią. Chociaż my z siostrami nawet myśląc o tym, że Mama dożyje później starości miałyśmy już plan z rodzicami związany, że na pewno nigdy nie będzie takiej sytuacji że oni wylądują w jakimś domu starców. Absolutnie nie było takiej opcji. I teraz, w czasie tej choroby też jakoś się wspierałyśmy. Nie wyobrażam sobie jakby to było bez nich...